Jamniki długowłose królicze lubią podróże, długie piesze wędrówki i nowe wrażenia. To pieski malutkie, ale bardzo wytrzymałe. Nie męczą się zbyt szybko, a penetrowanie nowych terenów sprawia im ogromną radość. Postanowili,smy więc zabrać nasze jamniki na Mazury, w okolice Pisza. Najmłodsza, El-Maraya, miała spędzać z nami urlop pierwszy raz, a Basim to już wytrawny wycieczkowicz. Shangri-La musiała zostać w Warszawie (ale spędziła ten czas na działce), za to pojechała z nami seniorka rodu, prawie dwunastoletnia Aluzja. Trochę obawialiśmy się, jak wytrzyma kondycyjnie codzienne długie spacery, ale okazało się, że nie ustępowała młodszym, a nawet zachęcała je do gonitw i zabaw.
Nie brałam z sobą aparatu, nie było więc większych jamniczych sesji, ale mąż zrobił nam trochę zdjęć na pamiątkę, więc je zamieszczam. Poniżej ja z całą trójką nad jeziorami Śniadrwy i Bełdany.
Jamnikom bardzo podobało się w Galindii, której bramy stoją szeroko otworem dla psów. Nikt nie robił nam problemów, by wejść z nimi do środka, spacerować po sadzie itd. Lizusy nawet mogły chodzić po wozie drabiniastym, a Basimek i Marusia (El-Maraya) zostali na nim uwiecznieni.
Codziennie był też długi spacer po lesie. Marusia biegała, zupełnie niestrudzona, a w drodze powrotnej, kiedy już wiedziała, w którym kierunku ma iść, odwracała się co chwilę i patrzyła z wyrzutem, że nie biegniemy za nią, tylko idziemy swoim tempem. Energia ją rozpierała.
Ostatniego dnia wybraliśmy się na pożegnalny rejs statkiem, wypływającym z portu w Ruciane-Nida. El-Maraya na początku wszystko obserwowała, a uszy jej powiewały na wietrze. Babcia Ajeczka też musiała mieć wszystko pod kontrolą, więc czuwały razem, podczas gdy Basimek wylegiwał się na moich kolanach. Na koniec I Marusia dołączyła do wujka i oboje się relaksowali, oddychając mazurskim powietrzem.
Były to ostatnie i jedyne dni piękniej sierpniowej pogody. Tuż po powrocie do Warszawy zaczął padać deszcz, i tu, i na Mazurach. Przynajmniej mniej szkoda, że już musieliśmy wyjećhać... Na pewno jednak w tamte rejony wrócimy. Z jamnikami.