Wyjazd do Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu ciągle odkładałyśmy z Kasią Nowicką na nieokreślone bliżej „kiedyś”, aż w końcu nadszedł dzień, że powiedziałyśmy sobie: „teraz albo nigdy”. Z pomysłem podzieliłyśmy się z Jolą Oporską, która zareagowała na niego z entuzjazmem. I tak wczoraj zapakowałyśmy się we trzy z ośmioma jamnikami długowłosymi do samochodu i wyruszyłyśmy w drogę. Zależało nam na tym, aby być w skansenie w dzień powszedni, kiedy jest w nim mniej zwiedzających, bo zdawałyśmy sobie sprawę, że nasze psy wprowadzą sporo zamieszania. I nie myliłyśmy się – cała siódemka już od samego początku była bardzo podekscytowana. Wypuściłyśmy je najpierw luzem na łąki, aby się wyszalały. Mialyśmy nadzieję, że dzięki temu będą potem ładnie pozowały, ale najwyraźniej wciąż miały nadmiar energii. Udawało nam się je zebrać dosłownie na chwilę, a potem rozbiegały się we wszystkie strony. I trudno się dziwić – kusiły je przestrzenie, swojskie zapachy i... zwierzęta domowe, które chodziły po skansenie luzem. A nam się zamarzyła fotka zbiorowa już na samym początku spaceru, przy malowniczej niebieskiej chacie. Przydźwigałyśmy drewnianą ławkę i jakimś cudem udalo nam się na niej usadzić całą siódemkę. Z wiszącymi z tyłu ogonami wyglądają jak jaskółki zbierające się na kablu przy słupie wysokiego napięcia. Od lewej: Rolka, Nesca, Basim, Sara, Dalaya, Emiko, Shangri-La i El-Maraya.
Miejsce nam się tak podobało, że zrobiłyśmy tam zdjęcia w różnych wariantach. Tutaj lizuskowe „dziewczyny”: Emiko, Shangri-La i El-Maraya, a na fotce z prawej także Dalaya.
Basim zapozował solo na drewnianym poidle. W ślad za nim poszła Dalaya. Dwie młodsze Lizuski usadziłyśmy na malowniczej drewnianej studni.
Basimka usadziłyśmy zaś nan tle budynku pszczelarza. Śmiesznie wyglądał taki mały pies z miną gospodarza.
Spodziewałyśmy się natrafić w Sierpcu na poletko z dojrzałymi dyniami. Niestety. dyń nie było, kwiaty też przekwitły. Natrafiłyśmy za to na przepiękny wielki kamień, który aż się prosił o to, by zrobić na nim sesję.
Trafiłyśmy na alejkę brzozową, na której końcu stała mała kapliczka. Drzewa nie mają jeszcze kolorowych liści, ale i tak podobała nam się ta sceneria. Basim prężył się na fotka, a u jego boku El-Maraya i Shangri-La.
Szukałyśmy urokliwych zamarków. Bardzo nam się podobały okiennice wielu chat. Zaglądałyśmy też na podwórka i do sieni (wnętrz nie mogłyśmy zwiedzać z psami). Urzekł nas próg chaty poniżej, z intensywnie niebieską ścianą w tle. Zapozowały tam El-Maraya, Emiko i Dalaya.
I na koniec jeszcze jeden barwny akcent: skąpany w słońcu, intensywnie pomarańczowy budynek gospodarczy na samym środku podwórka. Kiedy go zobaczylyśmy, znów przyniosłyśmy drewnianą ławeczkę. I znów zrobiłyśmy zbiorowe zdjęcia, tym razem na zakończenie spaceru. Po lewej Shangri-La i El-Maraya, po prawej pięć Lizusów: Dalaya, Basim, Emiko, El-Maraya oraz Shangri-La.
I cała ósemka spacerowiczów, kolejno: Sara, Dalaya, Rolka, Nesca, Basim, Emiko, El-Maraya i Shangri-La.